Problemy Brooklyn Nets wykraczają daleko poza to, kogo nie ma na parkiecie, a powrót Bena Simmonsa do Filadelfii pokazał to w żenującym stopniu.
Nets weszli do gry z Kevinem Durantem, Kyrie Irvingiem i Benem Simmonsem, co w ostatnich tygodniach było rzadkością. Philadelphia 76ers przystąpiła do meczu bez Joela Embiida (wypadł na dwa mecze z kontuzją stopy), Jamesa Hardena (zwichnięcie stopy) i Tyrese’a Maxey’a (złamanie stopy).
Sixers wygrali 115-106.
Aby spojrzeć na sprawę z perspektywy, oto wyjściowy skład Sixers: De’Antoni Melton, Shake Milton, Tobias Harris, P.J. Tucker, Montrezl Harrell. Dwóch z tych graczy, Milton i Harrell, zaczynało po raz drugi w sezonie.
Tymczasem Paul Reed i Georges Niang weszli z ławki i razem zdobyli 35 punktów, więcej niż cała ławka Nets.
Ciężko jest to osłodzić Nets, którzy spadli do 8-10 w sezonie. Jasne, może trochę potrwać, zanim drużyna zacznie się rozkręcać, gdy jej największe gwiazdy nie były w stanie grać ze sobą wielu minut (nawet jeśli ten problem wynikał niemal w całości z decyzji jednej z tych gwiazd, znowu), ale to nie jest tak duże wyzwanie, jak brak tych gwiazd, z którym Sixers najwyraźniej poradzili sobie wystarczająco dobrze.
Nets nie będą traktowani poważnie jako contender, którym mają być, dopóki nie będą rzetelnie pokonywać takich drużyn jak Sixers bez Embiida i Hardena. To nie jest nierozsądne oczekiwanie.
Noc Bena Simmonsa zaczęła się od wzruszenia ramionami Jordana, a skończyła na podaniu fanom Sixers nuggetsów z kurczaka
Jeszcze bardziej żenująca była noc w świetle reflektorów, w której Simmons po raz drugi wystartował w Filadelfii od czasu niesławnego wyrzucenia go z drużyny.
Noc zaczęła się wystarczająco dobrze dla jednego z najbardziej znienawidzonych zawodników Filadelfii. Były oczywiście buraki, zawsze będą buraki. Ale Simmons w pierwszej połowie zanotował dziewięć punktów (3of-6 shooting), pięć asyst i trzy zbiórki.
Wzruszył nawet ramionami jak Michael Jordan po… oddaniu dwóch rzutów wolnych z rzędu.
To było dobre dla Simmonsa, który dołożył też swoją zwykle mocną obronę.
Złe przyszło w czwartej kwarcie, gdy gra wymknęła się Nets. Simmons zdobył zero punktów przy zerowych rzutach, zero zbiórek i zero asyst (ale dwa bloki) w ciągu pięciu minut w finałowej odsłonie.
To wzruszenie ramionami mogło go prześladować również w trzeciej kwarcie, kiedy Simmons spudłował oba rzuty wolne i dał ludziom głośno go wygwizdującym darmowy lunch w środę.
To był jak dotąd upokarzający sezon dla prawie wszystkich związanych z Nets. Powinno być jeszcze możliwe odwrócenie tego statku – zawsze powinno być możliwe, gdy masz w drużynie Kevina Duranta – ale jest już bardzo jasne, że w NBA jest coś więcej do wygrania niż bycie zdrowym i dobrym na papierze.