TURIN – Już za chwilę, bardzo niedługo, jednomiejscowe samochody wyjadą na tor w Spa na pierwszy trening wolny przed GP Belgii. Dowiemy się, czy skutki Dyrektywy Technicznej 39 ograniczą impet dwóch najsilniejszych zespołów (Red Bull i Ferrari, wymienione w kolejności rankingu), czy też nic się nie stanie. Trudne, w rzeczywistości, że nic się nie stanie. Ale możliwe (zobaczymy na ile prawdopodobne), że skutki będą minimalne. Dyrektywa, o której mowa, ustanawia nowe zasady kontroli sztywności spodów samochodów (tej „płozy”, która kiedyś była wykonana z drewna, a teraz z materiału kompozytowego). Red Bull i Ferrari znalazłyby sposób, aby dorównać standardom (zawsze były, należy pamiętać), jednocześnie stosując bardzo niskie setupy, które przy obecnej generacji jednomiejscówek mają kapitalne znaczenie.
MERCEDES – Za długim sporem o wprowadzenie tej dyrektywy kryją się ci, którzy dostrzegają longa manus Mercedesa, który nie pomyślał o takim systemie (regularnym, należy powtórzyć, ale bardzo innowacyjnym). Czy jednak należy sądzić, że dwie najsilniejsze drużyny mogą nagle znaleźć się w tarapatach? Wielu uważa, że do tego nie dojdzie. Być może, zaryzykują niektórzy obserwatorzy, nowe zasady mogą spowolnić cztery czołowe samochody o kilka dziesiątych, które na długim torze jak Spa mają mniejsze znaczenie niż na krótszych. Gdzie, proporcjonalnie, wada byłaby mniej odczuwalna. Pozostaje więc tylko czekać na odpowiedź toru. I zrozumieć, czy druga część sezonu, poza rozwojem i odbudową Mercedesa, będzie przebiegać na wzór pierwszej, czy też walka o zwycięstwo stanie się mocno otwarta także dla Hamiltona i Russella.